Parabanki czy domy kredytowe skutecznie omijaja ustawę antylichwiarską i na tzw. chwilówkach zarabiają ogromne pieniądze. Specjaliście alarmują, ale reakcji wśród społeczeństwa jak nie widać, tak nie widać.
Od kilku miesięcy jestem stałym czytelnikiem blogów finansowych, w tym chyba najlepszego pana Samcika. Otóż dziennikarz Gazety Wyborczej w zrozumiały sposób obnaża praktyki parabanków, które w swoich ofertach dla klientów oferują chwilówki. Samcik wytyka lichwiarstwo oraz analizuje ich oferty. Liczne grono czytelników wraz z nim dokonuje trafnej oceny zagrożen wynikających z tego typu pożyczek. Mimo to, skuteczność ostrzeżeń nieskutkuje.
Z jednej strony jest to w miarę zrozumiałe. Typowy profil pozyczkobiorcy to osoba z niższym wykształceniem, często żyjący na wsi. Nie mający lub nie potrafiący korzystać z Internetu i zawartych w nim informacji i porad. Chwilówki dla takich ludzi są często jedyną formą zrównoważenia budżetu rodzinnego. Dlatego oni nie czytają umów. Podpisują tak skontruowane umowy, aby z ich nie wiedzy wycisnąć jak najwięcej pieniędzy. A potem jest płać i płacz Polaku.
Negatywne tendecje pogłębia też nie ciekawa sytuacja ekonomiczna i pogłębiające się objawy kryzysu. Brak pracy, ciągłe podwyżki, w tym VAT na jedzenie i napoje dobijają nie jedną rodzinę. Chwilówki są więc dla nich zbawieniem i żadne słowa ekspertów nie przemówią im do rozsądku. Nawet pan Samcik i jego popularny blog.